Top
 

Nurkowanie na Filipinach

BLOG

Nurkowanie na Filipinach

Filipiny to nie jest kraj na jeden raz. Wydarzenia z ostatniej wyprawy zapamiętały nam się niekompletnie, jak ciąg chaotycznych skojarzeń, soczystych obrazów i nieznanych zapachów. Choć już w trakcie podróży próbowaliśmy to uporządkować…

W ostatni dzień przy kolacji przymierzyliśmy się nawet do rankingu Top – Trzy Najlepsze Miejsca Nurkowe. Wygrały kosogony z porannych nurkowań na Malapascua, a drugie miejsce zajęły chmury sardynek z Moalboal. A może falujące ściany czerwono pomarańczowych, miękkich korali przy wyspie Gato… Deptała im po piętach wulkaniczna wyspa Apo, z miejscówką „jacuzzi”, gdzie rajska rafa nagle urywa się i przechodzi w połać pofałdowanego czarnego piasku, z którego wydobywają się drobne bąbelki gazu – efekt działania pobliskiego wulkanu. Płynęliśmy w tej zasłonie bąbli, popadając w stan bliski hipnozie, zamieniając lęk w ciekawość.
Ale zacznijmy od początku.

Podróż na Filipiny

Przelot był długi i męczący, a już na pewno do końca życia będziemy pamiętać 25 – minutową przesiadkę z przełajowym biegiem przez gigantyczne lotnisko w Doha, wężykiem, za panem pokrzykującym „Siiibu, Pilippines, Siiiibu”. Linie lotnicze dowiozły nas i wypuściły prosto na duszny, wilgotny, 30-stopniowy upał. W dalszą podróż, wzmocnieni noclegiem w stolicy wyspy Cebu i kawą w Starbucks, wyruszyliśmy następnego dnia, zaraz po pianiu kogutów, których na Filipinach jest zatrzęsienie..

Drogi na Cebu najlepiej pokonywać we śnie. Bardziej nerwowe istoty mogą nie znieść preferowanej tutaj jazdy na krawędzi, do wtóru klaksonów. Dookoła ciągnęły się wioski sklecone z każdego dostępnego materiału, zagubione w morzu zieleni. O dziwo, dotarliśmy bezpiecznie do portu promowego Maya. Jeszcze tylko godzinna podróż pająkowatymi łodziami po wzburzonych falach i wylądowaliśmy na pierwszej z zaplanowanych do zwiedzania wysepek – Malapascua.

Nurkowanie na Malapascua

2,5 na 1,5 kilometra raju, pochyłe palmy, przyjazny resort z domkami na plaży i dobrze zorganizowana baza. Jedź, śpij nurkuj! Z tym spaniem to trochę nam nie wyszło, bo żeby zobaczyć kosogony, musieliśmy wstawać o 4 rano. Ale było warto… Już pierwsze spotkanie z tymi nieprawdopodobnymi rekinami wprawiło nas w zachwyt. Pogoda była trudna, fale przetaczały się przez pokład, ale dzięki temu na miejscu nurkowym byliśmy jedyną ekipą. Płochliwe zwykle kosogony podpłynęły blisko, zataczając wokół nas kręgi, łypiąc wielkimi oczyskami i pozwalając oglądać się przez prawie 40 minut! Podziwialiśmy ich srebrzystą skórę i grację, z którą zawijały długie ogony i znikały w oddali, by po chwili wynurzyć się dosłownie metr za naszymi plecami. Ten taniec powtórzył się jeszcze podczas porannych nurkowań tylko raz. Inne miejsca nurkowe wokół wyspy, choć oczywiście nie mogły się z tym równać, dostarczyły nam pierwszych satysfakcji w poszukiwaniu kolorowych ślimaków nagoskrzelnych, których jest na Filipinach zatrzęsienie.

Choć Malapascua wydawała się być skończonym rajem, okazało się wkrótce, że można podbić stawkę, dorzucając do puli wyspę Kalanggaman. Porażająco piękna! Zdjęcia to tylko namiastka, ale – próbowaliśmy – dronem, telefonem i wszystkimi zmysłami uwiecznić przynajmniej odrobinę tego przepychu.

W okolicy Malapascua zrobiliśmy po 4 nurkowania dziennie, a ponieważ ciągle było nam jeszcze mało, przenieśliśmy się z powrotem na Cebu, tym razem do Moalboal po północnej stronie wyspy.

Nurkowanie na Moalboal

Moalboal przywitało nas deszczem, rzęsistym lecz na szczęście krótkim. Wogóle to pogoda sprzyjała nam przez cały pobyt niebywale! Nieduży resort przy kamienistym wybrzeżu, basen, restauracja i pobliskie miasteczko usatsfakcjonowały zarówno wielbicieli pamiątek jak i tych którzy chcieli odpocząć na leżaku. Krótkie przepłynięcia (do najdalszej miejscówki 30 minut) i bardzo ładne, pełne małych stworzeń rafy zupełnie wystarczyłyby, aby nas zadowolić. No, ale gwoździem programu były sardynki! Obserwowaliśmy snorklerów uwijających się na powierzchni i zastanawialiśmy się, co takiego trzyma ich w wodzie całymi godzinami. Wreszcie zabrano nas na łódź i zrzucono nad ławicą. Kilkudziesięciometrowy wał lśniących rybek zafalował, wzniósł się ścianami wokół nas i wtedy zagrały obudzone instynkty łowieckie – goniliśmy za nimi między trzema a dziesięcioma metrami, aż do całkowitego zużycia powietrza, wykończenia kart pamięci i skurczów łydek.. Olbrzymia ławica, licząca 8 milionów sztuk, drgała i zmieniała kształt, okrążała nas, wznosiła się i opadała jak jeden potężny organizm, którym kieruje wspólny rytm.

Nurkowanie na Pescador

Odwiedziliśmy też wyspę Pescador, gdzie wreszcie udało nam się sfotografować frogfishe siedzące na gąbkach i koralowcach, ryby liście i krewetki we wszystkich kolorach i rozmiarach.

Nurkowanie na Apo Island

Wisienką na tym filipińskim torcie była jednak nasza ostatnia destynacja – Apo.
Apo Island to malutka wyspa przy brzegu Negros, a wody wokół niej ustanowiono w 1982 roku rezerwatem morskim, zamkniętym dla połowów. Dzięki temu mamy tu idealnie zdrową, spektakularną rafę z ponad 400 gatunkami koralowców, mnogość gatunków ryb, 2 gatunki żółwi morskich, kilka gatunków Nemo, mnóstwo ślimaków nagoskrzelnych, mantisy i węże wodne. Te suche informacje, pozyskane przed wyjazdem na forach internetowych i w przewodnikach kompletnie nie oddają bogactwa, na które mieliśmy szczęście natrafić.

Temperatura wody przyjemna – 30 stopni, pianka 3 mm była wręcz przesadą..
Przejrzystość wody ok. 20 metrów, w niektórych miejscach 25, jak na tutejsze warunki spory zakwit. Nie wyobrażaliśmy sobie sobie jak to musi wyglądać kiedy wizura osiąga 30 do 40 metrów! Niezliczone formacje i struktury koralowców, w odcieniach od kremowego po żółty, beżowy i brązowy, rafa kipiała od kolorowych ukwiałów. Co jakiś czas niespiesznie mijały nas żółwie.

Przewodnicy bezbłędnie prowadzili nas do miejsc, w których mieszkały niesamowite mantisy i ślimaki w setkach kolorów. Sygnalizowali uderzeniami stików w butle każdą atrakcję, i po przecwałowaniu fotografów można było rozkoszować się obcowaniem z tymi wszystkimi tajemniczymi stworzeniami. Następnego nura zrobiliśmy na Coconut, podobno najtrudniejszym nurkowisku na Apo. Na brifingu dostaliśmy informację, że prąd będzie silny do bardzo silnego.

Negative entry i po chwili wpadliśmy na autostradę. Przelatując nad rafą notowaliśmy obecność ławic ostroboków i makreli pływających z otwartymi pyszczkami pod silny prąd. Wyglądały jak metalowe, wypolerowane błyskotki. Żałośnie próbowaliśmy zrobić zdjęcia dużemu wężowi w czarnobiałe pasy, ale przemknął tylko koło nas, a my sunęliśmy, niemal nie poruszając płetwami, jak w wielkim rolercoasterze, plenery migały przed oczami i znikały za rogiem…
Czy trzeba więcej, by udowodnić tezę, że zaledwie musnęliśmy te wszystkie wspaniałości, jakie oferują Filipiny? I że koniecznie musimy tu wrócić, najlepiej jak najszybciej 😉 zanim zbledną wspomnienia?

Zapraszamy na kolejną wyprawę już w 2023 roku!

Nurkowanie na Filipinach – informacje praktyczne

Niemal każde nurkowanie na Filipinach odbywało się z łodzi. Łodzie z których nurkowaliśmy to tradycyjne filipińskie bangka, symbol ciepłych wód Pacyfiku. Są wąskie, długie i wyposażone w dodatkowe, stabilizujące, bambusowe pływaki po obu burtach, nadające im wygląd niebiesko-białych pająków. Sami Filipińczycy nazywają bangka wodnymi motylami. Te łodzie nie dopływają do samego brzegu, więc wejście na łódkę przeważnie odbywa się „na mokro”. Przy panującej temperaturze 34 stopnie nie jest to jednak żadną niedogodnością. Najpierw trzeba, w butach nurkowych, przebrnąć kawałek (w wodzie sięgającej pasa) do trapu, a potem – wspierając się na trzymanym przez obsługę jak poręcz bambusowym kiju – wspiąć się zgrabnie po trapie na pokład. Cały sprzęt, a nawet rzeczy osobiste przenosi załoga. Oni też kompletują i zanoszą butle, a następnie zmieniają butle po każdym nurkowaniu. Przy większym zafalowaniu bangka stają dość daleko od brzegu na bojce i dopływa się do nich małymi, płaskodennymi „taksówkami”. Na łodziach są wygodne ławki, miejsce na położenie sprzętu fotograficznego, dystrybutory wody i wc z dość niskimi ściankami, ale za to z pięknym widokiem na ocean. Nurkowanie rozpoczyna się od założenia sprzętu, w czym bardzo pomaga załoga. Po ograniczonym briefingu wskakuje się do wody z przeznaczonego w tym celu miejsca na dziobie. Skok wykonuje się z większej wysokości niż na łodziach egipskich (ok. 1,5 metra), ale już po dwóch wejściach nie robi to żadnej różnicy.
Przewodnicy, podobnie jak na całym świecie, bywają różni. Kiedy wiedzą co cię ciekawi (wystarczy powiedzieć, że szukamy obiektów makro lub – że kompletnie nas one nie interesują) szukają dla nas różnych stworzeń i cieszą się jak dzieci, kiedy udaje im się pokazać na przykład miniaturowego ślimaczka w kolorze szafirowym. Są wśród nich prawdziwi specjaliści, którzy potrafią znaleźć tę jedyną na całej ścianie gorgonię z konikiem morskim. A czasem trafiamy na początkujących, którym my pokazujemy mijane okazy 😉. Wszyscy jednak bez wyjątku są uśmiechnięci i starają się być ze wszystkich sił pomocni..
W Azji w większości resortów konieczne są przejściówki DIN/INT

Zapraszamy na inne wyprawy z Nauticą!

Udostępnij:

Masz pytania?

Skontaktuj się z nami. Z przyjemnością pomożemy wybrać wyjazd nurkowy idealny dla Ciebie!