Top
 

Black water fotografia podwodna

Black water fotografia podwodna

🐠🐠🐠🐠🐠
Kuchnia fotograficzna Piotra Stósa
Przepis na „czarną wodę” z dziesięciu składników
🐠🐠🐠🐠🐠
Weź:
1. Linę poliamidową o długości 40m
2. 2 latarki 15.000 lumenów każda
3. 2 latarki 30.000 lumenów każda
4. boję o wyporności 150 kg
5. „błyskacz”
6. pas balastowy o wadze 8 kg
7. ponton ze skipperem
8. aparat fotograficzny z lampą błyskową
9. czterech nurków
10. bazę nurkową, która uwielbia takie akcje.
Następnie na jednym końcu liny zaczep balast, a drugi koniec przywiąż do boi z doczepionym błyskaczem. Latarki przymocuj do liny w odstępach co 7 metrów jedna od drugiej. Poczekaj, aż zapadnie noc. Wypłyń na morze i zatrzymaj się tam, gdzie głębokość sięga 80 metrów. Włącz latarki i błyskacz, a następnie boję, balast i linę ze światłem wyrzuć za burtę. Pozwól dryfować jej swobodnie w pobliżu pontonu. Czekaj pół godziny, a potem wrzuć do wody czterech nurków wraz z aparatem… Zamieszaj.
🐠🐠🐠🐠🐠
Taki przepis na nurkowanie typu „black water” jest stosowany na całym świecie. Oczywiście różni się w detalach, zależnie od przyjętej logistyki i lokalizacji nurkowania. Mam to szczęście, że wszystkie dziesięć składników jest w viskiej bazie pod ręką, więc jestem podekscytowany jak mały chłopiec. Robimy „czarną wodę” pierwszy raz w życiu! 😊 O 22.00 kołyszemy się na pontonie na spokojnych wodach Kanału Hvarskiego, milę morską za wysepką Krava. Księżyc w pierwszej kwadrze skąpi światła i jest prawie zupełnie ciemno. Opuszczamy oświetloną jak choinka linę pod wodę i niecierpliwie czekamy. 30 minut to szmat czasu jeżeli czeka się na NOWE, więc co jakiś czas wyglądamy za burtę w nadziei, że wokół stożków światła zawirowało już jakieś nocne życie. Wreszcie zakładamy sprzęt i ostrożnie wsuwamy się do wody. Jeszcze wymiana znaków na powierzchni i zanurzamy się w czarną, cichą toń… Moje fotograficzne nadzieje sięgają zenitu. Naoglądałem się setek makrofotografii wykonanych podczas takich nurkowań i wiem, że potencjał na dobre zdjęcia jest tutaj ogromny. Nie wiem dokładnie czego się spodziewać tutaj, w Adriatyku, ale przecież zaraz się dowiem! Każda z wielkich latarek Big Blue zawieszonych na linie opustowej rozświetla mrok jasnym stożkiem światła. Widzę wszystkie cztery lampy, nawet tę dyndającą na linie 30 metrów pode mną. Mrugam oczami przyzwyczajając wzrok do kontrastowej scenerii, zbliżam się do najpłycej zawieszonego światła, podnoszę aparat gotowy do strzału i…. Nie ma nic! Wokół latarki unosi się chmurka maleńkich skorupiaków o długości milimetra. Tego nie uda mi się sfotografować. Są zbyt małe i poruszają się zbyt szybko.
Opadam z chłopakami do najgłębszej lampy. Pod nami jeszcze 50 metrów czarnej wody. Tam muszą być jakieś nocne „potwory”,  a nasze światło powinno wywabić je z głębi. Niestety nie ma nic – ani tutaj, ani przy dwóch latarkach zawieszonych na pośrednich głębokościach. Pojawia się lekkie rozczarowanie. Wydaje się, że to nurkowanie nie potrwa długo… Przez kolejne kilka minut kręcimy się wokół lamp jak wielkie morskie ćmy, na przemian wpadając w potoki lejącego się z nich światła i uciekając w czerń. Przy jednym z nawrotów, dostrzegam unoszący się kilka metrów od liny półprzezroczysty podłużny kształt. To żebropław o wdzięcznej nazwie przepaska wenery – ma kilkadziesiąt centymetrów długości i opalizuje delikatnie w świetle mojej latarki. Niestety, mimo wielu prób nie udaje mi się zrobić dobrego zdjęcia. Korzystam z obiektywu „makro”, który nie nadaje się do fotografowania tak dużych obiektów. Udaje mi się za to, podczas tych fotograficznych pląsów, oddalić od liny na tyle, że światło zawieszonych latarek jest ledwo widoczne. Trójka moich partnerów wiernie dotrzymuje mi towarzystwa i teraz wspólnie wracamy na głębokości 20 metrów do opustówki.
Pod naszą nieobecność sytuacja przy linie uległa zmianie. Pod lampami uwijają się kilkucentymetrowe rybki, a na granicy światła zatrzymują się ławice niewielkich kalmarów. Kolejne pół godziny mija jak mgnienie oka. Pływam z aparatem przy oku w przedziale 5-15 metrów, czasem znajduję się w świetle reflektorów, czasem poza ich zasięgiem. To trudna fotografia. Obiekty są ruchliwe i nie współpracują z fotografem, zmieniając kierunek ruchu co kilka sekund. Nic to! Wreszcie jest co fotografować!
Po uzgodnionych 45 minutach wynurzamy się na powierzchnię przy boi. Dochodzi północ. Wchodzimy na ponton i wciągamy „choinkę” na pokład. Moi partnerzy: Tomek, Grzesiek i Piotruś tryskają energią i humorem. Chociaż tylko ja szalałem pod wodą z aparatem, dla nich też było to ekscytujące przeżycie.
🐠🐠🐠🐠🐠
Kilka spraw ustalamy od razu.
Po pierwsze będziemy nadal robili takie nurkowania, żeby dowiedzieć się kiedy (może podczas pełni) i w jakim miejscu spotyka się w toni najwięcej przedstawicieli „nocnej zmiany”.
🐠🐠🐠🐠🐠
Po drugie, wszystko wskazuje na to, że trzeba troszkę dłużej poczekać z wejściem do wody, dając „potworom” czas na zbliżenie się do światła.
🐠🐠🐠🐠🐠
Po trzecie, trzeba dopracować precyzyjne zasady asekuracji w zespołach fotograficznych, bo nad skoncentrowanym nad zdjęciami fotografem koniecznie musi ktoś czuwać.
🐠🐠🐠🐠🐠
I po czwarte – zmasowany atak na „black water diving” zrobimy podczas V Zlotu Fotografów Podwodnych na Visie w terminie 30.09-07.10.2023. Emocje gwarantowane 😊
Zapraszamy!
Udostępnij:

Masz pytania?

Skontaktuj się z nami. Z przyjemnością pomożemy wybrać wyjazd nurkowy idealny dla Ciebie!